Misyjna działalność w Ameryce Południowej to nie propaganda chrześcijańskich idei lub reklama nauki Chrystusa. Mieszkańcy tego kontynentu często znają tę naukę, ale z przeróżnymi naleciałościami i wierzeniami indiańskimi co bardzo ją zniekształca. Trzeba więc gorącej wiary i niepojętej łaski Pana, by to wszystko prostować, umacniać wiarę i kształtować chrześcijańską teologię. Zatem potrzeba bardzo nowej ewangelizacji, siły ducha i przede wszystkim ogromnej miłości, by ludom kochającym Boga ukazać Go w całej prawdzie. Boliwia jest bardzo ciekawym krajem Ameryki Łacińskiej. Pięknym choć mało rozwiniętym. Mającym wspaniałe bogactwa, ale i cierpiącym biedę.
Sucre piękne miasto jeszcze z czasów kolonizacji pierwsza stolica Boliwii. Przy naszym Domu zakonnym od 2 lat działa Comedor to tzw. centrum charytatywne dla dzieci z rodzin biednych i potrzebujących. Pomoc otrzymują tam także osoby starsze. W placówce codziennie wydawane są obiady dla biednych. Codziennie do naszego domu przychodzi ok. 30-45 dziec. Comedor to jednak nie tylko stołówka dla ubogich. Ośrodek udziela także dzieciom pomocy dydaktycznej w odrabianiu zadań domowych, mniejsze dzieci mogą sie pobawić zabawkami, ktorych w domu nie maja, nauczyć się podstawowych zadań jak np. sprzątanie bo z tym tu jest problem. W prowadzeniu tej działalności na rzecz dzieci pomagają wolontariusze. Jest również czas dla Pana Boga bo bez wiary nic dobrego nie da sie w życiu zrobić. Komedor czynny jest w godzinach 13:00 – 16.00, i dzieci przychodzą od 4-15 roku życia. W Boliwii najmłodsi uczą się w systemie dwuzmianowym, dlatego jakby dom funkcjonowal od rana nie był by nigdy pusty takie ogromne są potrzeby. Dzieci bardzo chętnie przychodzą , by wspólnie bawić się i uczyć z rówieśnikami. Ich ulubiony sport to pilka nożna więc z radością po odrobieniu lekcji szliśmy na boisko, które znajduje się przy parafii bardzo blisko naszego domu.
Mamy również marzenia związane z rozwojem tego miejsca byłoby wspaniale gdyby był punktem ewangelizacji. By te dzieci miały katechezę oraz przygotowanie do sakramentów, także by był miejscem spotkań dla młodzieży i rodzin, ponieważ wiele z nich jeszcze nie ma sakramentów. Wielu z nich przyszło z gór do miasta uczyć się i pracować. Tu w Boliwi jest prawo że dzieci od 10 lat mogą pracować więc większość dzieci pracuje na placach targowych. Wiele z nich zarabia na utrzymanie swojej rodziny czyszcząc buty, myjąc samochody czy oferując swoją pomoc przy noszeniu zakupów, robiąc rożne sztuczki dla przechodniów, grając i tańcząc i wiele innych rzeczy. Inne spędzają czas na ulicach, pozostając bez opieki rodziców. Wchodząc w różne bandy, które sprzedają narkotyki.
Siostry posługują również w zakrystii i pomagają pastoralnie księdzu Proboszczowi w parafii. Parafia św. Klemensa jest ogromna ma kilka kaplic i wioski z kaplicami. Poprzez prace i uczestniczenie w życiu parafialnym mogłam poznać religijności tych ludzi. W święta i niedziele ludzie przynoszą swoje kapliczki z domów ustawiają przed ołtarzem, aby świeci wysłuchali Mszy św. i kapliczki nabrały mocy nowej siły. Ich rozumienie i traktowanie świętych niemal funkcjonuje jak talizman , a co najważniejsze to na koniec pokropienie wodą święconą. Gdy są większe świętowania towarzyszą tańce, jedzenie, stroje, korowody i bandy -orkiestra. Proboszcz ma w parafii 80-200 tys. dusz z wioskami. W takiej wiosce w górach wspólnota liczy 200-300 osób. A tych wiosek jest bardzo dużo. Przejeżdżaliśmy przez takie wioski puste, wszyscy wyprowadzili sie do miasta za pracą lub przez jakieś nieszczęście uciekli bo oni są tu bardzo zabobonni w swoich wierzeniach. W większości tych wiosek nie ma księdza na co dzień i tam, gdzie na co dzień nie ma księdza – są katechiści nauczyciele. Są to ludzie odpowiedzialni nie tylko za nauczanie religii, ale także np. za prowadzenie liturgii słowa w niedzielę, czy przygotowywanie do sakramentów. Następnie raz w roku lub częściej, jak jest możliwość przyjeżdża ksiądz by udzielić sakramentów. W tym roku wzięłam udział w takiej wizytacji wiosek. Ks.Proboszcz jechał w porze suchej, kiedy koryto rzeki było suche i można było przejechać autem. Jechaliśmy 3 h. mijaliśmy ludzi, którzy przewozili towar na mułach i osłach. Także widziałam procesje pogrzebową, żałobnicy szli z trumna godzinę przez góry, droga była trudna do kaplicy na ostatnie pożegnanie i modlitwy oraz na cmentarz. Na cmentarzu przeżyłam coś szokującego – wyciągnęli z trumny zmarłego i włożyli go do grobu, a trumnę zabrali z powrotem dla następnego. W tym dniu w jednej wiosce już czekały o chrztu dzieci z rodzicami. Było to coś niesamowitego. Ksiądz szedł z wiadrem wody i chrzcił 50 dzieciaków i kilkoro starszych, wystrojonych i radosnych, czekających rok czasu na tą chwile, kiedy staną się Dziećmi Bożymi. Potem był ślub więc fiesta dla całej wioski.
Dla nas Europejczyków ta egzotyka duchowa, moralna i materialnawprowadza w zadziwienie. Te extremy ciśnieniowe gdzie ludzie żyją na 3,600m.n.p.m. i wyże, odczuwalne są przez nas niemal codziennie. Jechaliśmy pomiędzy pięknymi górami , bez drzew krzewów i roślin, sama skała, widać było świecące się w słońcu minerały, od czasu do czasu skaczące dzikie kozice i barany. Surowość tej przyrody i klimat pomaga im w życiu prostym i twardym. Dzieci codziennie do szkoły maja po 2-3 g. drogi pieszo, górami to heroizm, niekiedy zimno i temperatura spada do minus stopni. Na wioskach żyje się biednie i prymitywnie ( nie wiem czy można by nazwać jak w scancenie ) ale bez energii, wody, toalety. Tak żyją ludzie jeszcze w XXI na innym kontynencie. Ludzie którzy żyją bliżej nieba.
Dokumenty Kościoła mówią, że “Kościół ze swej natury jest misyjny” , doświadczamy tego żyjąc tu w Boliwii. Jesteśmy tu i ufamy, że charakter naszej pracy i świadectwo życia zakonnego pozwolą głębiej i pełniej ujrzeć rzeczywistość misji jako tajemnicę Miłości. Dziekuję Panu Bogu za ten piękny czas .
s.Violeta pozdrawiamy i prosimy o modlitwę.